piątek, 24 listopada 2017

Kringle Candle>> Cozy Cabin

Tydzień temu w Polsce pojawiły się pierwsze oznaki zimy. W niektórych rejonach Polski ludzie budzili się z śniegiem na trawniku, a kierowcy znowu zapomnieli o zmianie opon na zimowe. U mnie niestety skończyło się tylko na 2 minutowym gradzie, który wszystko zakrył białymi kulkami. Wyglądało to jak by ktoś zrzucił na Pieńsk miliardy kulek z styropianu. Szok i niedowierzanie, a po chwili przyszła burza i wszystko zmyła towarzyszącym deszczem. Dzisiaj przychodzę do Was z iście zimowym zapachem. Już sama etykieta sprawia, że cieszę się jak dziecko na przyjście śnieżnej zimy. 


Jak już wspomniałam etykieta zapachu Cozy Cabin jest piękna i bardzo oryginalna. Co prawda nigdy nie spędziłam nawet dnia w drewnianej chatce w środku zimy, ale jestem w stanie sobie wyobrazić co bym czuła. Zwłaszcza, że kocham takie klimaty. Co do samego zapachu to jest on taki nieoczywisty. Na słoiku czytamy nuty zapachowe takie jak ziarenka wanilii, brązowy cukier, klon, drzewo cedrowe, cynamon i drewno opałowe, ale ten zapach mimo znanych nam nut jest niepowtarzalny. Po powąchaniu na sucho czujemy słodki cukier, wanilię i coś otulającego (taki jak by zapach ciepłego, miękkiego koca).  Dopiero po odpaleniu ta moc nabiera jeszcze lepszego efektu WOW. Z słoika wydobywają się już wspomniane zapachy cukru i wanilii w towarzystwie drewnianych nut i cynamonu, ale ten cynamon jest gdzieś w oddali i nie jest on mocny jak w typowo świątecznych zapachach. Drewniane uty są takie przyjemne i delikatne. Ten zapach na pewno nie można nazwać killerem bo nie zabija swoją mocą, jest raczej takim średniej mocy zapachem. 

Bardzo często dzielę się z Wami różnymi historiami z mojego życia i tym razem nie będzie inaczej. Pod koniec października musiałam pojechać na parę tygodni do mojego domu rodzinnego. Wyjazd był nagły i niemal z dnia na dzień. Kiedy w poniedziałek przyszła do mnie paczka z świecami było mi bardzo smutno bo nie mogłam powąchać tych cudeniek i wiedziałam, że prędko ich nie powącham. Mój narzeczony jechał do mnie na weekend więc w piątek owinął 3 świece w ręczniki i wpakował do plecaka. Podróżował z nimi 260km pociągiem z 2 przesiadkami. Dojechał z nimi całymi, ale kiedy wsiadał do samochodu mojej mamy jego plecak niespodziewanie runął na ziemię. Urwał się pasek. Byliśmy pewni, że wszystko jest ok z świecami, ale niestety w domu okazało się, że 2 z nich rozsypały się w drobny mak. Między innymi właśnie Cozy Cabin. Wojtek był załamany i nie mógł się z tym pogodzić. Na szczęście szybko znalazłam u mojej mamy puste słoje więc mogłam obrobić stłuczki. Niestety w tym momencie mama przykleiła swoje łapki do świec i zaproponowała by zostały w Opolu i jak będę przyjeżdżać to będę je palić. Na co oczywiście się zgodziłam bo jak można odmówić kochanej mamusi. Po 2 dniach przyszedł czas na odpalenie świecy. Zapach w 15 minut nas uśpił. Dosłownie! Moja mama oglądając telewizję odpłynęła, a jak poczułam się tak senna, że natychmiast zgasiłam świecę i położyłam się spać. Po prostu po ciężkim dniu jaki miałam wtedy z mamą pełnego emocji i wysiłków ta świeca sprawiła, że zrobiło nam się ciepło, przytulnie, błogo i odpłynęłyśmy. Moja mama się śmieje, że jest to idealny usypiacz i robi niesamowity klimat. Na zimę IDEAŁ!


Dobra koniec mojego pisania.
Buziaczki i do jutra :)

2 komentarze: